Chyba tego mi najbardziej brakuje na kwarantannie – dobrego falafela. Ale ponieważ uparcie nadal chcę utrzymać choć odrobinę figury to wybrałam opcję pieczoną. Oczywiście różni się trochę od smażonego, bo jest bardziej suchy, ale jednak dużo zdrowszy. Gdybyście jednak chcieli to można spokojnie je usmażyć*. Ważne: używamy suchej cieciorki, a nie tej z puszki / słoika.
Co będzie potrzebne (na ok 14 szt):
- 300 ml suchej ciecierzycy
- 1 mała cebula, pokrojona na ćwiartki
- 4 ząbki czosnku
- Pół pęczka kolendry
- Pół pęczka natki pietruszki
- 1 łyżeczka kuminu
- 1 łyżeczka wędzonej papryki
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1 łyżeczka soku z cytryny
- 1 łyżka mąki pszennej
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżka oliwy
Wykonanie:
Cieciorkę namoczyć w zimnej wodzie przez minimum 4 godziny, a najlepiej przez całą noc. Po tym czasie ciecierzycę odsączyć i przepłukać.
Do misy malaksera wrzucić ciecierzycę, cebulę, czosnek, świeże zioła, przyprawy, mąkę, sok cytrynowy i oliwę. Zmiksować pulsacyjnie, tak żeby masa przypominała okruchy, a jednocześnie można było uformować kulki. Nie może być zbyt gładka.
Nabierać porcje masy i lepić kulki (dość mocno ściskając), układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia lekko ściskając i tworząc krążki.
Piec przez około 25-30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 °C, w połowie czasu delikatnie przekładając na drugą stronę.
*Można też usmażyć na oleju. Na głęboką patelnię lub do garnka wlać olej roślinny na głębokość ok 4 cm. Dobrze nagrzać na średnim ogniu. Smażyć partiami falafele po 2-3 minuty, po czym delikatnie przewrócić na drugą stronę i smażyć jeszcze 1-2 minuty.
Podawać z ulubionymi dodatkami, np. humusem, dressingiem tahini, salatką izraelską, oliwkami.



Skomentuj